środa, 29 kwietnia 2009

Lima: Gated City

Płot. Niby trywialna sprawa. Najczęściej oddziela prywatne od publicznego, "moje" od ogólnie dostępnego. W krajach zachodnich jest nim zwykle szpaler niskich sztachet czy równo przystrzyżony żywopłot. Czasem o początku czyjejś własności można się jedynie domyśleć po świeżo skoszonym trawniku. W Polsce, gdzie funkcja ochronna ogrodzenia pozostaje ciągle istotna, przeważnie wystarcza 1,5 metrowa siatka i ewentualnie obszczekujący przechodniów pies. W Peru sprawa wygląda nieco inaczej... Szczególnie w Limie, gdzie jeszcze w latach 90-tych na ulicach często wybuchały bomby podkładane przez członków "Świetlistego szlaku", a dzisiaj nadal istnieją miejsca, w których policja boi się interweniować, niezaspokojone poczucie bezpieczeństwa mieszkańców skłania ich do karykaturalnego wręcz "odgradzania się". Parę dni temu postanowiłem wybrać się na spacer i "obfotografować" ten fenomen.

Oto moje osiedle.


A to brama wejściowa. Zwykle zamknięta, obsługiwana non-stop przez stróżów. Za to furtka jest zawsze otwarta. Dobre i to.

Ulica Jose Antonio. Po lewej stronie prywatna szkoła im. Abrahama Lincolna. Wysoki mur nie pozwala zajrzeć do środka. Kolce na szczycie zapewne skutecznie utrudniają dzieciakom zrywanie się z lekcji wuefu.





Przed skrzyżowaniem Jose Antonio z większą ulicą trzeba przekroczyć kolejną bramę. Ta, zamykana jedynie nocą, zapewnia spokojny sen mieszkańcom całej kolonii osiedli, w tym mojego.


Ulica Paseo de los Eucaliptos. Brak systemu zewnętrznych i wewnętrnych płotów skłania właścicieli poszczególnych parcel do większego "rozmachu" w grodzeniu.

Niektórzy swoje "dzieła" wieńczą drutami pod napieciem 220 V...

Inni dokładają do nich tradycyjne kolce.

A jeszcze inni ekologicznie stawiają na szklaną stłuczkę.


Wygląda dość solidnie...

W przeciwieństwie do tego. Ale spokojnie, zielony żywopłot zasłania podwójne ogrodzenie z siatki i stalowych prętów.

Konkurencja pomiędzy producentami wymusza niskie ceny. Niebawem każdy Sanchez będzie mógł sobie pozwolić na odrobinę bezpieczeństwa z gniazdka.

Ceglane mury i elektryczne zasieki nie są w żadnym razie zastępstwem dla stróżów. Tych ostanich można spotkać dosłownie co kilkadziesiąt metrów.

A to już Uniwersytet Limy.


Za płotem czeka infrastruktura dostosowana dla potrzeb niepełnosprawnych. Wystarczy tylko przejść na drugą stronę ulicy...

...i znaleźć bramę.

Lepiej też nie zapominać o legitymacji. Inaczej nie ma mowy o wejściu na teren kampusu.

Ulica Las Palmeras. Duży ruch, dookoła sporo domów, ale wzdłuż jedni brak jakiegokolwiek chodnika.

Jest za to kolejny okazały mur.

Więzienie?

Nie, to jedna z lepszych prywatnych szkół średnich w Limie.

A to znowu moje osiedle i mur-gigant odgradzający "lepszych" - mieszkańców bloków od "gorszych" - mieszkańców wiecznie "rozgrzebanych" domów jednorodzinnych. Pozostawianie niewykończonego budynku jest w Peru bardzo popularne z przynajmniej dwóch powodów – unika się w ten sposób płacenia podatku od nieruchomości, a poza tym zostawia otwartą drogę do dobudowania kolejnej kondygnacji.

Wydaje mi się, że coś jednak zaczyna się zmieniać - w policyjnych statystykach, a w ślad za tym – w głowach limeńczyków. Pomiędzy wysokimi murami pojawiają się pierwsze budynki pozbawione „piątej ściany”. Oby takich więcej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz